Concepción, 15 sierpnia 2012
Drodzy Współbracia i Przyjaciele
Przybyli z całego świata, aby podzielić się dorobkiem naukowych badań nad historią, organizacją i kulturą południowoamerykańskich redukcji jezuickich. Najwybitniejsi znawcy tematu i przedstawiciele znanych ośrodków akademickich. Zapoznawczy lanch w czasie którego miał miejsce taki oto dialog:
– A Pan gdzie pracuje?
– Jesteś księdzem. Pracuję tutaj niedaleko. W Concepción.
– Więc ksiądz ma kontakt z Indianami Chiquitos.
– Tak.
– A jacy oni są w codziennym życiu? Jakie są ich tradycyjne potrawy? Czym się wyróżniają?
Najwięksi specjaliści w temacie, których wiedza jakże często ograniczała się do teoretycznych informacji odkrytych w bibliotecznych zbiorach.
Pamiętam słowa o. Cassiana Folsom osb w czasie pierwszego wykładu na temat ksiąg liturgicznych: Tematem naszych zajęć będą księgi liturgiczne. Będziemy studiować ich genezę, historyczny rozwój, dokonany ich szczegółowej klasyfikacji i spojrzymy na ich wewnętrzną strukturę. Przy całej tej pracy, którą podejmujemy, nie możemy jednak zapomnieć, że w księgach tych tkwi życie. I że pozostaną jedynie kartkami zapisanego papieru, jeżeli nie weźmiemy je w dłonie i nie pozwolimy, aby ożyły w żywej liturgii stając się drogą ku naszemu zjednoczeniu z Bogiem.
Jakże łatwo stać się teoretycznym specjalistą oderwanym całkowicie od życia. Istnieje też ryzyko, że i teologię uczynimy całkowicie teoretyczną zapominając, że jest ona czymś więcej niż nauką, że jest mądrością i że w jej centrum nie stoi żadna idea, żadna nauka, żadna zasada, ale sam Jezus Chrystus – żywa, historyczna Osoba (abp. A. Nossol).
Kilka dni temu jeden z internetowych portali zamieścił wspomnienie o Papieżu Pawle VI. Okazją była 34. rocznica śmierci Sługi Bożego (6 sierpnia). W komentarzu jednego z internautów pojawiło się słowo «NIESTETY» w odniesieniu do zdania przypominającego o tym, że Paweł VI usunął wiele z królewskim przepychu papiestwa. A ja jednak będę dziękował Bożej Opatrzności, że Kościół zrezygnował z wielu form światowego i doczesnego przepychu, aby coraz bardziej stawać się czytelnym znakiem Tego, który dla nas stał się ubogim, aby nas ubóstwem swoim ubogacić (2Kor 8,9). Dziękuję, że dla Pana Boga nie jesteśmy przedmiotem teoretycznych rozważań, lecz że stał się w pełni uczestnikiem naszego człowieczeństwa; że ludzkimi rękoma pracował, ludzkim myślał umysłem, ludzką działał wolą, ludzkim sercem kochał, urodzony z Maryi Dziewicy, stał się prawdziwie jednym z nas (Gaudium et Spes, 22). W Ewangelii św. Jana spotykamy wymowne słowa: Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi (J 15, 22). W myślach staje przede mną postać Jezusa ze sceny Sądu Ostatecznego w Kaplicy Sykstyńskiej i dostrzegam pięć ran na ciele Tego, który będzie mnie sądził. Gdyby sądził mnie Ojciec, to Jego sąd byłby sprawiedliwy i miłosierny. Ale Ty, o Jezu, posiadasz coś więcej: wiesz co znaczy być człowiekiem, wiesz co znaczy cierpieć i te pięć ran jest najpiękniejszym świadectwem z Twego uczestnictwa w naszym człowieczeństwie. Dlatego też o wiele bezpieczniej jest mi powierzyć się Tobie, gdyż dobrze wiesz co to znaczy być takim jak ja.
W godzinę śmierci zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół (Mt 27,51). My jednak często stawiamy na nowo mury wyrzucając Boga poza przestrzeń naszego życia i naszej codzienności. Kiedyś wprowadziliśmy balaski do prezbiterium, oddalając w ten sposób grzeszny świat ludzi od Majestatu Boga. Tak to prawda, czyniliśmy to z szacunku dla sacrum, ale nieświadomie zaczęliśmy dzielić przestrzeń naszego życia na dwie części: na grzeszną i niegodną oraz na pełną świętości i niedostępną, gdzie mieszka Bóg. Postawiliśmy mur i ludzie w pewnym momencie przestali się przejmować tym, co znajduje się za murem. Uznali, że całkowicie wystarczy im do życia przestrzeń, która została im wydzielona. I świat wyalienował się całkowicie, eliminując Boga z obszaru, który człowiek sobie zarezerwował. Dużo się dziś mówi o kryzysie wiary, ale kryzys ten przecież nie zaczął się wczoraj i nie zaczął się 50 lat temu. Jest on konsekwencją procesu, który początku należałoby szukać w chwili, gdy człowiek zapomniał, że jest własnością Boga, że jest częścią Ciała Chrystusowego, odkupiony nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa (1P 1,18b-19b). Jezus nas odkupił nie po to, byśmy byli jego niewolnikami, ale synami: Nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej. (Ga 4,7). Chciałoby się wykrzyczeć wraz ze św. Leonem Wielkim: Chrześcijaninie! Poznaj swoją godność. Stałeś się uczestnikiem Boskiej natury, porzuć więc niegodne obyczaje przeszłego życia i już do nich nie wracaj. Pomnij, do jakiej należysz Głowy i jakiego Ciała jesteś członkiem. Pamiętaj, że zostałeś wyrwany z mocy ciemności i przeniesiony do światła i Królestwa Bożego.
Jest coś pięknego w wierze ludzi wśród których przyszło mi pracować. Latynosi lubię się bawić i szukają okazji ku temu, aby wspólnie spotkać się i zapomnieć o troskach dnia codziennego. Fiesta to ich sposób na życie. Tak więc nie tylko każda parafia, każde miasto i miasteczko posiada swojego patrona, którego wspomnienie jest okazją do świętowania, ale ponadto każda dzielnica i każde osiedle również zadedykowane jest świętemu Patronowi. Na długo przed datą uroczystości mieszkańcy osiedla przychodzą do księdza z zaproszeniem i z prośbą o sprawowanie dla nich Eucharystii, gdyż bez niej nie wyobrażają sobie tego dnia. Przygotowują ołtarz (trudno bowiem o to, aby w każdej dzielnicy powstała odrębna kaplica) wokół którego gromadzi się cała lokalna społeczność oraz zaproszeni (i przypadkowi) goście. Msza święta jest początkiem uroczystości, później ma miejsce procesja z figurą patrona wioski, miasteczka lub osiedla, po czym stół eucharystyczny – w dosłownym tego słowa znaczeniu – przekształca się w stół na którym znaleźć może najprzeróżniejsze potrawy, którym można pokrzepić ludzkie ciało. Si pasa de la Misa a la mesa.
Znam historię Mszy Świętej i tego, że jej genezy należy szukać w żydowskim posiłku rytualnym, a następnie przeszła ona do świata greckiego, gdzie też początkowo posiłek duchowy łączył się z posiłkiem cielesnym. Szybko jednak te dwie rzeczywistości zaczęto wyodrębniać, gdyż jak pisze święty Paweł: Każdy bowiem już wcześniej zabiera się do własnego jedzenia, i tak się zdarza, że jeden jest głodny, podczas gdy drugi nietrzeźwy. Czyż nie macie domów, aby tam jeść i pić? Czy chcecie znieważać Boże zgromadzenie i zawstydzać tych, którzy nic nie mają? Cóż wam powiem? Czy będę was chwalił? Nie, za to was nie chwalę! (1 Kor 11, 21-22). Tylko że – pozwól św. Pawle na małą uwagę – tutaj nikt od stołu nie odchodzi głodny, choć muszę przyznać Ci rację, że pod wieczór chicha pita w zbyt dużych ilościach może wywołać swoje efekty. Jest jednak coś pięknego w tym, że ludzie zapraszają Jezusa, aby pobłogosławił ich życiu i stał się w pełni uczestnikiem ich święta.
Po cudownym rozmnożeniu chleba ludzie chcieli obwołać Jezusa królem. Po słowach jednak o Chlebie Życia, który z nieba zstąpił i daje życie światu, wielu zaczęło szemrać przeciwko Jezusowi: Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakżeż może On teraz mówić: «Z nieba zstąpiłem» (J 6, 42). Pobożni Żydzi z Kafarnaum z łatwością przyjęliby naukę o aniołach zstępujących z nieba, jednakże nie mogli zgodzić się, że oto ten, którego dobrze znają ogłasza się jako Syn Boga Najwyższego. Trzeba przyznać, że to co wywołało skandal wśród sprawiedliwych Żydów wywołuje go także i dziś. Jakże wielu chrześcijan wyobraża sobie Jezusa jako anioła z nieba, jako Boga przebranego za człowieka. Ponieważ nie jest łatwo zgodzić się z tym, co stanowi centrum naszej wiary: że Bóg wcielił się i że stał się jednym z nas: Nie przestając być Bogiem, naszym Panem, stał się człowiekiem, naszym bratem (KKK 1066). To co tak wielu gorszy to fakt wcielenia. Jakże wiele człowiek musi pokonać przeszkód, aby uznać Boga, który objawia w codzienności i że codzienność – tak jak chleb – staje się sakramentem obecności Boga.
Ktoś podniesie teraz głos i powie, że to właśnie brak sacrum, brak podkreślania Majestatu Bożego prowadzi do próby spoufalania się z Najwyższym, którego się traktuje trochę tak, jak jakiegoś «wyrozumiałego dziadunia». Nie ku temu piszę te słowa. Jezus Chrystus jest jedynym Panem przed którym zgina się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych (por. Flp 2, 10). Pragnę jedynie tego, abyśmy nie wyrzucali Boga z naszego życia i z naszej codzienności, lecz uczynili go uczestnikiem wszystkich naszych radości i nadziei, naszych smutków i trwogi, gdyż nie ma nic prawdziwie ludzkiego, co nie miałoby oddźwięku w sercu Boga (por. Gaudium et Spes, 1).
*[Tupas chapiye – w języku Indian Chiquitos – Bogu niech będą dzięki]
Kasper M. Kaproń ofm