Barabasz albo czy patriotyzm jest zły

Dzisiaj chcę mówić o Barabaszu i o jego roli w procesie Pana Jezusa. To, co powiem, to owoc osobistej lektury i przemyśleń. Od razu chcę zaznaczyć i podkreślić, że zgadzanie się z moimi przemyśleniami nie jest nikomu do zbawienia koniecznie potrzebne.

*****

U Mateusza czytamy: „A był zwyczaj, że na każde święto namiestnik uwalniał jednego więźnia, którego chcieli. Trzymano zaś wtedy znacznego więźnia, imieniem Barabasz. Gdy się więc zebrali, spytał ich Piłat: «Którego chcecie, żebym wam uwolnił, Barabasza czy Jezusa, zwanego Mesjaszem?» Wiedział bowiem, że przez zawiść Go wydali”. (Mt 27:15-18 BT)

Ewangelista Marek dodaje pewne ważne informacje: „A był tam jeden, zwany Barabaszem, uwięziony z buntownikami, którzy w rozruchu popełnili zabójstwo”. (Mk 15:7 BT).

Chodzi oczywiście o bunt przeciwko Rzymianom. Przypomnę, że byli oni okupantami. Żydzi w czasach Jezusa byli pod okupacją rzymską, tak jak my, Polacy długie lata byliśmy pod zaborami trzech mocarstw, a w czasie II wojny światowej byliśmy pod okupacją sowiecką i niemiecką. Św. Marek mówi, że członkowie tego ugrupowania, do której należał Barabasz, popełnili zabójstwo. A św. Piotr w Dziejach Apostolskich jednoznacznie właśnie Barabasza nazywa „zabójcą”. W pierwszym kazaniu skierowanym do żydów powiedział: „Zaparliście się Świętego i Sprawiedliwego, a wyprosiliście ułaskawienie dla zabójcy”. (Dz 3:14 BT).

Wróćmy do pytania Piłata: „Kogo chcecie, abym wam uwolnił?” Odpowiedź tłumu według Ewangelii Janowej: „Oni zaś powtórnie zawołali: «Nie tego [nie Jezusa], lecz Barabasza!» A Barabasz był zbrodniarzem”. (J 18:40 BT).

„Zbrodniarzem” – ta nazwa może być myląca. Bo greckie słowo użyte przez Ewangelistę to „lestes”. „Joseph Blinzler, niemiecki specjalista od Męki Jezusa, proponuje  przetłumaczyć lestes jako „podżegacz” lub wręcz „wojownik ruchu oporu” ("Umęczon pod Ponckim Piłatem?", str. 69). Podobnie pisze Ojciec św. Benedykt XVI w książce "Jezus z Nazaretu" przypominając, że greckie słowo przybrało także znaczenie: "terrorysta" lub "bojownik o wolność". Protestancka Biblia Gdańska tłumaczy to zdanie: „Barabasz był bandytą”.  Jest to dobre słowo, jeśli dodamy do tego kontekst, w jakim zostało użyte. Sytuacja żydów w czasach Pana Jezusa przypominała sytuację Polaków w czasie II wojny światowej. Jak Niemcy określali wojowników o wolność, członków ruchu oporu, którzy dokonywali aktów sabotażu lub zamachy na jakieś ważne osobistości? No właśnie: „Banditen”. Spolszczona wersja tego słowa to „bandyci”. Tak, Barabasz był „bandytą” – to znaczy bohaterem ludowym walczącym ze znienawidzonym okupantem. Był bojownikiem o wolność. Więcej, był swego rodzaju mesjaszem politycznym. I Piłat właśnie jego  przedstawił ludowi jako alternatywę obok Jezusa. Postawienie obok siebie Pana Jezusa i Barabasza oznacza przeciwstawienie dwóch koncepcji mesjanizmu albo inaczej mówiąc: dwóch wizji zbawienia. Wniosek o dwóch wizjach zbawienia wydaje się jeszcze bardziej słuszny, jeśli weźmie się pod uwagę jeszcze jedną informację dotyczącą Barabasza.

Otóż trzeba nam wiedzieć, że samo słowo „Barabasz” to nie tyle imię, ile połączenie dwóch aramejskich słów: „bar” i „abba”. Tak się składa, że nie musimy znać aramejskiego, aby znać znaczenie tych dwóch słów. To drugie jest bardziej znane. Użył go sam Jezus w czasie modlitwy o Ogrójcu: «Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie! Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty niech się stanie!» (Mk 14:36 BT). A św. Paweł pisze w Liście do Galatów: „Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze!” (Ga 4:6 BT). Podobnie w Liście do Rzymian. Zatem „Abba” oznacza „ojciec”. A co znaczy aramejskie słowo „bar”? Na pewno coś innego, niż w języku polskim. Także i to słowo jest w Ewangelii. Mateusz zapisał słowa Pana: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony”. Mt 16:17 BT). „Syn Jony” w polskim tłumaczeniu Biblii Tysiąclecia. A w greckim oryginale jest „Barjona”. A zatem aramejski „bar” to tyle, co „syn”.

Aramejskie „abba” znaczy „ojciec”, a „bar” znaczy „syn”. W takim razie Barabasz znaczy „syn ojca”. Owo „Abba” w przypadku Barabasza oznacza albo imię własne jego ojca (pochodzący z roku ok. 75 tekst potwierdza, że „Abba” było używane jako imię własne) albo oznacza, że (Barabasz) został wychowany przez samotną matkę i nikt nie znał imienia jego ojca. Jeśli zatem „Barabasz” nie jest imieniem własnym, ale odnosi się do jego ojca, to logicznym pytaniem będzie: Jak Barabasz miał na imię? 

Vittorio Messori w książce „Umęczon pod Ponckim Piłatem?” na stronie 72 napisał: „Informuje nas Orygenes, starożytny pisarz chrześcijański, że aż do jego czasów (mianowicie do połowy III wieku) wiele manuskryptów Ewangelii podawało całkowite imię ‘bandyty’: Jezus Barabasz. Potem przystąpiono do ‘oczyszczania’, które sam Orygenes uznaje, i imię ‘Jezus’ zostało usunięte; posiadamy jednak jeszcze wiarygodne manuskrypty, które przytaczają to kłopotliwe imię”.

Biorąc tę informacje pod uwagę, pytanie jakie usłyszały tłumy brzmiało: „Kogo chcecie, żebym wam uwolnił: ‘Jezusa – Syna Abby (Ojca) czy Jezusa zwanego Mesjaszem?’”. Czyli którego z dwóch Jezusów mam wam uwolnić? Dlaczego tłumy wybrały Jezusa Barabasza? Bo ci ludzie byli patriotami.

Czytamy w Ewangelii, że tłumy były podburzone przez faryzeuszów. Jednak zanim przejdziemy do motywów faryzeuszów i kapłanów zatrzymajmy się na chwilę tutaj. To pytanie postawione wobec tłumów przez Piłata oznacza, że nie chodziło tam o wybór pomiędzy dobrem a złem, ile raczej chodziło o wybór pomiędzy dwoma rodzajami dobra. Inaczej mówiąc: Tłumy nie miały do wyboru pomiędzy kimś o nieposzlakowanej opinii z jednej strony (białym charakterem) i zbrodniarzem z drugiej strony (czarnym charakterem). Nie wiemy zresztą, jaką wiedzą o Panu Jezusie dysponowały owe tłumy. Na pewno nie było to poznanie, które my mamy o Nim. W najlepszym wypadku chodziło tu o wybór między cudotwórcą i wędrownym kaznodzieją, kimś, kto uczył moralnego postępowania, stawiania miłości Boga na pierwszym miejscu z jednej strony, a z drugiej kimś, kto był patriotą gotowym do walki zbrojnej z wrogiem Ojczyzny. Postawmy siebie w sytuację ludzi stojących przed Piłatem. Jaka byłaby nasza decyzja? Kogo wybralibyśmy mając tą wiedzę, którą oni mieli? Czy kogoś, kto mówi o miłości Boga i uczy nadstawiania policzka czy też wybralibyśmy bojownika, który walczy z wrogiem narażając własne życie? Człowieka umiarkowanego czy radykała? Pytanie to stawiam w tym celu, żebyśmy nie śpieszyli się tak bardzo z wydawaniem pochopnych osądów, bo mogą one pośrednio zawierać potępienie naszych własnych postaw i wyborów.

Idźmy dalej: Powiedzieliśmy, że tłumy były podburzone przez arcykapłanów i starszych. Ale nie było to trudne. Wystarczyło, że tamci odwołali się do uczuć miłości do ojczyzny i świątyni oraz do nienawiści do okupanta.

Jak się wydaje, także Judasz wydał swojego Mistrza z tych samych powodów: był patriotą. Kochał swój naród, pragnął jego niepodległości. Prawdopodobnie należał do stronnictwa zelotów, gorliwców politycznych walczących zbrojnie o wolność narodu. Na to zdaje się wskazywać jego przydomek „Iskariota”. Jednak niezależnie od tego, jakie było znaczenie tego przydomka, wydaje się, że motywy zdrady były polityczne. Przynajmniej tak to sobie wyobrażam. Dlaczego? Ponieważ trudno przyjąć, że Judasz zrobił to dla 30 srebrników. Judasz był chciwcem i złodziejem, ale gdyby wydawał swego Mistrza dla pieniędzy, targowałby się o większą sumę. Ponieważ jednak zgodził się na tę niewielką kwotę, sądzę, że możemy widzieć w tym inne motywy niż ekonomiczne. Wyobrażam sobie, że Judasz wydał swego Mistrza nie dlatego, że chciał Go usunąć, ale że uważając Go za mesjasza politycznego, który miał szansę pociągnięcia ludzi przeciwko Rzymianom w walce o niepodległość, chciał niejako „przymusić” Go do działania. Wydawało mu się, że stanie się tak, gdy wyda Go arcykapłanom. Gdy jednak przekonał się, że ci skazali Pana Jezusa i wydali Piłatowi, dopiero wtedy Judasz zrozumiał, że jego działanie nie przyniosło zamierzonego efektu. Żałował swego czynu, ale był to w pewnym sensie tylko „żal polityczny” - frustracja wobec tego, że jego działanie nie przyniosło oczekiwanego rozwoju wydarzeń, a było już za późno, aby to zmienić.

Wróćmy do faryzeuszów i arcykapłanów. Wspomnieliśmy, że podburzyli tłumy, aby żądały od Piłata Barabasza. Jakie były ich motywy? Jak wynika z Ewangelii według św. Jana, są to motywy polityczne pomieszane z religijnymi. Czytamy, że po wskrzeszeniu Łazarza:

 „Niektórzy z nich udali się do faryzeuszów i donieśli im, co Jezus uczynił. Wobec tego arcykapłani i faryzeusze zwołali Wysoką Radę i rzekli: «Cóż my robimy wobec tego, że ten człowiek czyni wiele znaków? Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego, i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród».” (J 11:46-48 BT)

Podsumowując: podobnie jak faryzeusze i arcykapłani, tłumy wybrały Barabasza z przyczyn polityczno-religijnych: Kochali swoją ojczyznę, pragnęli jej wolności; kochali świątynię i pragnęli jej zachowania. Czy to znaczy, że patriotyzm jest czymś złym? Nie, tego nie chcę powiedzieć. Miłość do Ojczyzny jest święta. Powinniśmy być patriotami, powinniśmy kochać naszą Ojczyznę, nawet aż do punktu gotowości oddania za nią życia. Miłość do Ojczyzny stałaby się grzechem jedynie wtedy, gdyby zajęła miejsce miłości do Boga. I właśnie tak stało się w procesie Pana Jezusa. I miało to miejsce u Judasza, arcykapłanów i faryzeuszów, i całego tłumu, który wybrał Barabasza zamiast Pana Jezusa.

Miłość do ojczyzny jest analogiczna do miłości do rodziców: jest święta. Ta ostatnia jest przedmiotem czwartego przykazania Bożego: „Czcij ojca i matkę swoją”. Przykazaniu temu towarzyszy obietnica: „A będziesz długo żył”. A jednak Pan Jezus mówi, jak czytamy w Ewangelii: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien” (Mt 10:37 BT).

Mamy kochać rodziców, dzieci, innych ludzi, tak jak mamy kochać ojczyznę i siebie samego: a jednak kto kocha ojczyznę, żonę, męża, rodziców, dzieci, siebie czy innych ludzi bardziej niż Boga, ten grzeszy. I jeśli miłość do ojczyzny, rodziców, siebie czy innych ludzi jest większa od miłości, jaką kochamy Boga, to taka „miłość” tam, gdzie nie ma Boga na pierwszym miejscu, ostatecznie przynosi zniszczenie innych i siebie.

I proces Pana Jezusa jest tego klinicznym przykładem. Judasz, który kochał Ojczyznę  bardziej niż Boga, sam wymierzył sobie karę, targając się na swoje życie. Annasz i Kajfasz przestali być arcykapłanami wtedy, gdy Piłat wpadł w niełaski cesarza i usunięty z urzędu. Stało się to zaledwie kilka lat po ukrzyżowaniu Pana. Ale ostateczny akt, przynajmniej z naszej ziemskiej perspektywy, dokonał się 40 lat później.  W roku 66 wybuchło powstanie przeciw Rzymianom. Było to w czasie Paschy. Jak pamiętamy, każdy dorosły żyd miał obowiązek przynajmniej trzy razy w roku ukazać się przed Panem. Ci, którzy mieszkali dalej, przynajmniej raz w roku, właśnie na święto Paschy. Ocenia się, że w Jerozolimie zgromadziło się wtedy około 1 200 000 żydów. Józef Flawiusz, żyd pochodzący z rodu kapłańskiego, urodzony w Jerozolimie, ocalał jako jeden z 97 000 jeńców, w swoim dziele „Wojna żydowska” napisał: „Cały naród jak gdyby zamknięty w więzieniu przeznaczenia, a wojna porwała w swoje szpony miasto przepełnione mieszkańcami. Było tak, że liczba ofiar okazała się wyższa od liczby ofiar jakiejkolwiek zagłady dokonanej ręką ludzką lub boską”. Zginęło około 1 100 000 żydów. Józef Flawiusz pisze o okropnościach, a chyba największą z nich były matki zabijające i spożywające swoje niemowlęta.

Świątynia wraz z kapłaństwem żydowskim i codzienne składanymi ofiarami przestała istnieć. Nie pozostał z niej kamień na kamieniu. Jerozolima została zniszczona tak, że trudno było powiedzieć, że kiedyś w tym miejscu było miasto. Poza niewielką resztą, naród żydowski został unicestwiony. Nastąpił koniec tego, co arcykapłani i faryzeusze tak bardzo chcieli zachować. Za cenę wydania Jezusa.

Mamy tu do czynienia z dwoma wizjami, czy z dwoma sposobami postępowania. Pan Jezus mówi: „Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia” (Łk 19:43-44 BT). Pan Jezus zdaje się mówić: „Gdyby Jerozolima rozpoznała czas nawiedzenia i przyjęła Mnie – ocalałby.”

Naprzeciw tych słów stoją inne, wypowiedziane przez arcykapłanów i faryzeuszów: „Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego, i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród”. Program zupełnie przeciwny. Historia pokazała, jak złudne były ich obliczenia.

Czy sami uczniowie Pana Jezusa właściwie pojmowali misję Pana? Myślę, że nie. Przynajmniej nie od początku, kiedy zaczęli z Nim chodzić. Także oni uważali Go raczej za mesjasza politycznego czyli za kogoś, kto przyniesie wolność Jerozolimie i żydom. „A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela”  (Łk 24:21 BT). Uczniowie Pana Jezusa nie różnili się tym, że mieli właściwe spostrzeganie Jego misji i osoby, ale jedynie tym, że skorygowali swoje błędne opinie na Jego temat. I to jest szansa i wezwanie dla nas, abyśmy kochając Ojczyznę, rodziców, dzieci, męża, żonę, bliźnich i siebie, jeszcze bardziej kochali Pana Boga, to znaczy: ze wszystkich sił, z całego serca, całą swoją istotą, a siebie i innych ludzi kochali w Nim i ze względu na Niego.

© CRT 2012