Bezdroża Bożego Miłosierdzia

Przeczytałem kolejną książkę Ewy Czaczkowskiej: „Papież, który uwierzył. Jak Karol Wojtyła przekonał Kościół do Bożego Miłosierdzia”. Bardzo wartościowa i napisana w interesujący sposób pozycja. Zawiera wiele cennych informacji o nieznanych dla mnie faktach. Książka jest cenną pozycją, bo z jednej strony znakomicie wkomponowuje się w kontekst znanych opinii publicznej faktów, a z drugiej uzupełnia pewne istniejące braki przez wydobycia na światło dzienne tych nieznanych lub mniej znanych. Przede wszystkim zaś ukazuje rolę św. Jana Pawła II, który, jak nikt inny, przyczynił się do upowszechnienia kultu Bożego Miłosierdzia i do tego, że głoszenie orędzia o Bożym Miłosierdziu stało się dominującym rysem Kościoła początku XXI wieku.

Książkę poleciłem wielu osobom. Moje uznanie dla niej rosło wraz z jej lekturą. I było tak, aż do str. 166, tzn. do słów, które były rodzajem wstępu do jej drugiej części. Był to fragment rozmowy autorki z krakowskim kardynałem:

„Jan Paweł II często wracał do pytania, dlaczego obja­wienia Siostry Faustyny i przesłanie o Bożym Miłosierdziu pojawiło się w Polsce przed drugą wojną światową - mówi kardynał Stanisław Dziwisz.

I jak na nie odpowiadał?

Papież widział w tym ostrzeżenie przed grożącą woj­ną i światową katastrofą. Podobnie widziała to Siostra Fau­styna: nawróćcie się, bo grozi katastrofa. I ta zapowiedź się sprawdziła.

Ale pytanie ‘dlaczego?’ powraca. Dlaczego orędzie o Bożym Miłosierdziu, przypomniane za pośrednictwem Siostry Faustyny, a wprowadzone w oficjalny nurt życia Kościoła przez Jana Pawła II, niczym iskra zapala dzisiaj świat? Dlaczego współczesny świat tak bardzo potrzebuje Bożego Miłosierdzia?

Bo dzisiaj świat nie jest zdolny do nawrócenia się. Pozostało tylko Boże Miłosierdzie - odpowiada kardynał Dziwisz. (Rozmowa, 2 czerwca 2015 r.)”[1].

Czytając ten wywiad starałem się iść razem z rozmówcą autorki, tzn. towarzyszyć rozumowaniu kard. Stanisława Dziwisza. Wyobrażałem sobie, że tok jego myślenia prowadzi do pokazania podobieństwa czasów, w których obecnie żyjemy, do czasów poprzedzających wybuch II wojny światowej. Wyobrażałem sobie, że kardynał prowadzi do takiej konkluzji: „Jeśli orędzie o Bożym miłosierdziu było potrzebne wtedy, to tym bardziej jest potrzebne dzisiaj”. Trzeba stwierdzić, że obecnie rzeczywiście mamy do czynienia z rozkwitem kultu do Bożego Miłosierdzia. Wyrazem głoszenia i podkreślania potrzeby Bożego Miłosierdzia w naszych czasach była nie tylko encyklika o Bożym Miłosierdziu „Dives in misericordia”, kanonizowanie Siostry Faustyny i Jana Pawła II, beatyfikowanie ks. Michała Sopoćki, ale także spełnienie próśb Pana Jezusa, skierowanych do Siostry Faustyny, a odnoszących się do czci Jego obrazu, ustanowienia Święta Miłosierdzia, a także zawierzenie świata Bożemu Miłosierdziu i przeżywany obecnie Nadzwyczajny Jubileusz Miłosierdzia. Jeśli więc orędzie skierowane do św. Faustyny miało być przygotowaniem na światową katastrofę II wojny światowej, to do czego ma nas przygotować tak wzmożone odwoływanie się do Bożego Miłosierdzia w naszych czasach?

Tak właśnie sobie myślałem, oczekując, że do takiej konkluzji zamierza doprowadzić dawny kapelan św. Jana Pawła II, a tu zaskoczenie, a właściwie rozczarowanie ostatnim wypowiedzianym przez niego zdaniem:

„Dlaczego współczesny świat tak bardzo potrzebuje Bożego Miłosierdzia?” – pyta pani redaktor.

„Bo dzisiaj świat nie jest zdolny do nawrócenia się. Pozostało tylko Boże Miłosierdzie” - odpowiada kardynał[2].

Gdyby kardynał chciał powiedzieć, że tylko głoszenie orędzia o Bożym Miłosierdziu może przywieść współczesny świat do nawrócenia, albo jeszcze lepiej, że samo tylko Boże Miłosierdzie może to uczynić (tzn. nawrócić dzisiejszą ludzkość), to oczywiście chętnie przyznam mu rację. Ale kardynał stwierdził tu coś innego, a mianowicie, że „dla tych, którzy nie są do zdolni do nawrócenia, pozostaje tylko Boże Miłosierdzie”. Czyżby więc Boże Miłosierdzie było ostatnią deską ratunku dla tych, którzy nie są zdolni do nawrócenia? Ci, którzy „nie są zdolni do nawrócenia”, z pewnością nie nawracają się. Bo jak mogą się nawrócić ci, którzy nie są do tego zdolni? Nie nawracają się, a mimo to, a może właśnie dlatego dostępują Bożego Miłosierdzia? W takim razie nasuwa się kolejne pytanie: A co z tymi, którzy się nawracają? I czy na pewno warto się nawracać?

Takie pytania nasuwają się po przeczytaniu słów ks. kardynała Stanisława Dziwisza. Jeśli rzeczywiście tak to rozumie dawny kapelan św. Jana Pawła II, to niestety, nie mogę się z nim zgodzić, bo nie widzę możliwości pogodzenia tej wypowiedzi z nauką Kościoła. Przecież Boże Miłosierdzie jest właśnie dla tych, którzy się nawracają, nawet jeśli ich grzechy są jak szkarłat (por. Iz 1, 18), choćby czynili to w ostatnim momencie życia (Łk 20, 40-43); Boże Miłosierdzie jest dla tych, którzy sami okazują miłosierdzie innym (Mt 18, 23-35; por.: „Jeżeli dusza nie czyni miłosierdzia w jakikolwiek sposób, nie dostąpi miłosierdzia Mojego w dzień sądu”, („Dzienniczek”, nr 1317)), zaś odrzucający nawrócenie i odmawiający miłosierdzia wobec innych nie są zdolni, aby Boże Miłosierdzie przyjąć, i dlatego Bożego Miłosierdzia nie dostąpią.

Do takich samych wniosków prowadzi treść zawarta w II części książki poświęconej nauczaniu św. Jana Pawła II na temat Bożego Miłosierdzia, do której słowa kardynała Dziwisza są wstępem. Na str. 189-190 czytamy:

„Każdy – powtórzmy za Papieżem – pragnie powrócić do jedności z Ojcem. Ale nie każdy jest w stanie to uczynić. Dlaczego? Jednym brakuje wiary w Boże miłosierdzie, w to, że każdy, nawet największy grzesznik, przez innych odrzucony i przekreślony, pozostaje dzieckiem Boga Ojca, któremu na nim zależy. Innym natomiast brakuje pokory, by uznać przed Bogiem swój grzech i nieprawość. Uznanie jednego i drugiego jest początkiem drogi nawrócenia, czyli powrotu do Ojca. Inaczej mówiąc, jak pisał ksiądz profesor Józef Tischner w książce o Bożym Miłosierdziu („Drogi i bezdroża miłosierdzia”) do tego, aby ‘się urzeczywistniło miłosierdzie, potrzeba dwu warunków: otwarcia ojca i nawrócenia syna. (…) Aby jednak miłość Boża przyniosła owoc, potrzeba, by syn… zaufał. Miłosierdzie owocuje w synu. Jakże jednak ma zaowocować, jeśli syn nie ma świadomości, że błądzi, a jeśli nawet ma taką świadomość, to nie chce wrócić? Jakże siew może przynieść owoc, gdy w sercu człowieka jest skała? Jeśli nie ma nawrócenia, miłosierdzie jest jak piękna muzyka świata; świat gra, ale ludzie nie tańczą, ponieważ zatkali sobie uszy’. Do zaistnienia aktu miłosierdzia potrzebna są więc dwa klucze: ‘jeden ma w ręku ojciec, a drugi syn. Ojciec jest otwarty na powrót. Otwarcie to już jest miłosierdziem, jak gotowość do wybaczenia jest już wybaczeniem. Od syna zależy jednak nawrócenie. Nawrócenie zawiera moment «oczyszczenia». Syn musi się nawrócić i powrócić. On sam musi siebie «oczyścić». Musi uznać wobec siebie samego swój błąd’”. (zaznaczenia tłustym drukiem – PK)

Podobnie w tej samej książce na str. 201-202:

„Jan Paweł II, podobnie jak Siostra Faustyna, podkreślał nieskończoność i niewyczerpanie Bożego Miłosierdzia w przyjmowaniu ‘synów marnotrawnych’, wracających do domu Ojca, w gotowości i mocy przebaczania. Owa nieskończoność i niewyczerpanie miłosierdzia ma ‘swe stałe pokrycie w niewysłowionej wartości ofiary Syna’. Żaden bowiem grzech człowieka – pisał Papież – ‘nie przewyższa tej mocy ani jej nie ogranicza. Ograniczyć ją może tylko od strony człowieka brak dobrej woli, brak gotowości nawrócenia, czyli pokuty, trwanie w oporze i sprzeciwie wobec łaski i prawdy, a zwłaszcza wobec świadectwa krzyża i zmartwychwstania Chrystusa’ (Dives in misericordia)”. (zaznaczenie tłustym drukiem – PK)

Wróćmy do „dzisiejszego świata, który nie jest zdolny do nawrócenia”. Kto nie jest zdolny się nawrócić? Czyżby istniała jakaś zewnętrzna przeszkoda? Nie, tu chodzi o decyzję woli, o wewnętrzną wolność każdego człowieka, bo Pan Bóg daje usłyszeć swój cichy głos w sercu, tj. w sumieniu każdego człowieka. Tylko ten „nie jest zdolny do nawrócenia”, kto nie chce. A „nawrócić się” oznacza uznać własną niewystarczalność i grzeszność, zwrócić się do Boga i otworzyć się na Jego miłość i przebaczenie. Jedni nie czynią tego, bo brak im ufności – nie wierzą w Bożą miłość, a inni, bo brak im pokory, aby tę darmową, niezasłużoną Bożą miłość przyjąć. Brak pokory jest w rezultacie odmową przyjęcia Bożej miłości miłosiernej, a ta jest niczym innym, jak grzechem przeciwko Duchowi Świętemu[3]. Dlatego scharakteryzowanie kogoś jako „niezdolnego do nawrócenia” jest równoznaczne ze stwierdzeniem, że ów człowiek grzeszy przeciwko Duchowi Świętemu. A jest to jedyny grzech, który nie będzie odpuszczony ani w tym świecie, ani w przyszłym; jest to jedyny grzech, wobec którego Miłosierdzie Boże jest bezsilne. Grzeszący przeciwko Duchowi Świętemu Miłosierdzia Bożego nie otrzymuje, ale jedynie z powodu odmowy jego przyjęcia.

***

PS. Krytyka wyrażona powyżej odnosi się tylko i wyłącznie do cytowanych słów ks. kardynała Stanisława Dziwisza. Jego percepcja Miłosierdzia Bożego jest w rzeczywistości karykaturą tego największego przymiotu Boga. Książka jako całość jest bardzo wartościowa i godna polecenia.

PPS. Powyższy tekst napisałem już kilka lat temu. Zapomniałem już nawet, że go napisałem. Prawdopodobnie opublikowałem go na forum areopag21.pl. Nie mogę tego sprawdzić, ponieważ forum to już nie istnieje. Tekst znalazłem w komputerze przy okazji szukania czegoś innego. Przy ponownej lekturze stwierdziłem, że warto go opublikować, bo nic nie stracił ze swej aktualności.


[1] Ewa K. Czaczkowska, Papież, który uwierzył. Jak Karol Wojtyła przekonał Kościół do kultu Bożego Miłosierdzia, Wydawnictwo Znak, Kraków 2016, str. 166.

[2] Autorka odwołuje się do słów swojego rozmówcy ponownie na str. 227; dodając słówko „sam” zmienia sens wypowiedzi kardynała na możliwy do zaakceptowania: „Ma prawo i obowiązek, bo dziś świat, przypomnijmy słowa kardynała Stanisława Dziwisza, sam nie jest zdolny do nawrócenia się. Pozostało tylko Boże Miłosierdzie, które wychodzi naprzeciw człowiekowi, także poprzez innych ludzi”.

[3] „Grzech przeciwko Duchowi Świętemu (…) polega (…) na odmowie przyjęcia tego zbawienia, jakie Bóg ofiaruje człowiekowi przez Ducha Świętego, działającego w mocy Chrystusowej ofiary Krzyża”. Św. Jan Paweł II, Encyklika o Duchu Świętym, nr 46.

© CRT 2012