8 marca
„Tak wali cepem aż boisko dudni”… br. MIKOŁAJ MITERSKI
Marcin Miterski, syn Jacka i Łucji, urodził się 9 listopada 1794 roku w galicyjskiej wsi Mszanka, w cyrkule jasielskim. Ochrzczony został w kościele parafialnym w Moszczenicy. Do GALICYJSKIEJ PROWINCJI REFORMATÓW wstąpił 3 lipca 1818 r. i jako brat Mikołaj, po odbyciu formacji nowicjackiej w Przemyślu, rok później, 4 lipca, złożył śluby wieczyste. Tam pozostał jeszcze przez rok, po czym przeniesiony został do Sądowej Wiszni (1820 - 21), stamtąd do Biecza (1821 - 22) i wreszcie do Rawy Ruskiej, gdzie pozostał już do końca życia. W klasztorach pełnił obowiązki kucharza, szafarza (gospodarza) i kwestarza (prowizora). Z wykonywaniem tego ostatniego obowiązku związana jest taka oto, zanotowana w kronice klasztornej, historia:
Opowiadają we dworze jak tam przyjechawszy, a pana dziedzica w złym humorze zastawszy, tak został przyjęty: „Próżniaki, włóczycie się a nic nie robicie, ja muszę młocków opłacać, a wy gotowe zabierać przyjeżdżacie. Jeśli chcesz zboża, idź na gumno, tam młócą zboże, omłóć sobie i weź, co omłócisz – będziesz przynajmniej wiedział, co to roboty kosztuje”. Słysząc te słowa brat Mikołaj, kłania się nisko, a pochwaliwszy Imię Pańskie, - wychodzi. Idzie z domu wprost na gumno, zrzuca płaszcz z siebie i młóci zboże dla klasztoru - jak mu to pan dziedzic rozkazał i pozwolił. Jeszcze się szlachcic z tej alteracyi dobrze nie wydychał, aż mu dają znać, że ten jegomość, który po kweście przyjechał, tak wali cepem aż boisko dudni. Na tę wieść, jak ukropem zwarzony, leci panisko na gumno, a widząc br. Mikołaja zboże młócącego rzecze: „daj pokój bracie, widzę, że dla klasztoru i cepa się nie zlękniesz, oto ci daję furę zboża, a za karę, co roku, masz po taką furę do mnie przyjeżdżać”.
Wszystkie prawie dwory i probostwa we wschodniej części kraju znały br. Mikołaja. Znany był i lubiany jako brat pobożny, przykładny, ubogi i świat nogami depcący.
W klasztorze będąc także żywot wiódł cichy, skromny i pracowity. Gdziekolwiek bądź w kąciku można go było widzieć paciorki w rękach trzymającego i modlącego się… Jego pokora i prostota w pamięci wielu pozostały… Nie dbał o honor świata i nic z przykrości, niewygód, upokorzeń, sobie nie robił…
47 lat pobożnie żył w zakonie, posłuszny przełożonym, miły współbraciom, niestrudzony w pracy… przez miesiąc chorował… Zmarł 8 marca 1865 r. w Rawie Ruskiej.