O. Joachim Majewski OFMRef

25 grudnia

ZMARŁ W NOC BOŻEGO NARODZENIA (o. JOACHIM MAJEWSKI, PROWINCJAŁ).

Tomasz Majewski, w zakonie o. Joachim, urodził się w Kurozwękach; tamże 29 grudnia 1793 r. został ochrzczony. Do MAŁOPOLSKIEJ PROWINCJI REFORMATÓW wstąpił 8 kwietnia 1809 r. w Stopnicy; od 27 lipca kontynuował formację nowicjacką w Wieliczce i tam 9 kwietnia 1810 r. złożył śluby proste. Dokładnie w dwudziestą pierwszą rocznicę chrztu złożył w Krakowie profesję uroczystą (29 grudnia 1814 r.).

Ukończywszy nowicjat, studiował gramatykę i retorykę w Stopnicy, filozofię w Chełmie (1811 - 13) i teologię w Krakowie (1813 - 17). Święcenia kapłańskie otrzymał 2 marca 1817 r. w Miechowie z rąk bpa Tomasza Nowiny – Nowińskiego, sufragana krakowskiego.

Po ukończeniu studiów od razu zlecono mu wykłady z gramatyki (w Stopnicy, Sandomierzu i Krakowie), powierzając mu jednocześnie urząd kaznodziei. Od roku 1820 do 1824 w Sandomierzu i w roku akademickim 1825 - 26 w Pilicy był lektorem filozofii i kontynuował pracę kaznodziejską. O jego wykładach możemy przeczytać, że łączył tezy szkotystyczne z elementami nowej nauki i filozofii… ale także i to, że w nauczaniu kosmologii odrzucał system Kopernika i Tycho Brache. Pewnym uznaniem darzył system Ptolomeusza jako bardziej uzgodniony z poglądami Arystotelesa. Opierał się na tekście św. Pawła z Drugiego listu do Koryntian (12, 2), który mówi o porwaniu go aż do trzeciego nieba, przyjmując że istnieje niebo empirejskie, siedziba świętych i Pana Boga, następnie stały firmament i niebo gwiazd stałych. W roku 1824 - 25 był kaznodzieją w klasztorze krakowskim; tamże w latach 1826 - 27 i 1833 - 35 pełnił urząd lektora teologii spekulatywnej (dogmatycznej). Teologię wykładał także w Sandomierzu (1827 - 28 i 1829 - 30) oraz w Pińczowie (1828 - 29).

W latach 1829 - 30 był kaznodzieją katedralnym w Sandomierzu, w 1832 - 33 powierzony miał tam urząd kaznodziei niedzielnego. Także w Sandomierzu przez dwa lata (1830 - 32) kierował klasztorem jako gwardian, wkładając wiele wysiłku w remonty, szczególnie wnętrza przyklasztornej świątyni. Urząd gwardiański pełnił później w klasztorze krakowskim (w latach 1835 - 36).

Przez trzy lata (1830 - 33)był definitorem prowincji, kolejne trzy (1833 - 36) - jej kustoszem oraz sekretarzem. Podczas kapituły w Chełmie w dniu 20 czerwca 1836 r. wybrany został prowincjałem. Niestety, trzyletniej kadencji nie dokończył. Zmarł 25 grudnia 1838 r. w Krakowie.

O okolicznościach jego śmierci napisał do o. Mansweta Aulicha kolejny prowincjał, o. Jan Kanty Kaczorkiewicz (list zamieszczony w książce Dziennik dwunastoletniej Misji Apostolskiej na Wschodzie): Ś. p. Joachim stanął u mnie w Krakowie 13 grudnia 1838 an.[roku]. Dosyć zdrowo, ale nieco słaby (…). Nazajutrz posłał sobie po pigułki (czartowskie) zwane Morysońskie, prosiłem na miłość Boga, żeby tych nie zażywał, bo już wiele osób straciło życie (…), nie chciał słuchać, owszem z żywością odpowiedział: „Próżno mi ten perswaduje, który nie wie co ja cierpię” (…) Drugiego dnia po zażyciu już okropnie zmieniony, a nie chciał żadnego lekarza; ja, widząc tak nadzwyczajną słabość, nie zważam, posyłam po doktorów 4go dnia słabości; ci używają wszelkich sposobów, nic to nie pomaga, coraz w większą malignę i nieprzytomność wpada, przybył nawet i p. Jakubowski, niegdyś Joachima conscholaris [„kolega z ławy szkolnej”], wyrozumiawszy wszystko powiedział, iż przez zażycie pigułek zabił się; czynił starania, ale daremno, coraz to słabszy i bez przytomności, nareszcie we wilią Bożego narodzenia p. Jakubowski wręcz mi powiedział, że jutra nie doczeka, ponieważ wnętrzności sparaliżowane; zaledwie sub conditione [warunkowo] tylko dano mu olej święty, bo innymi sakramentami nie można było go opatrzyć; więc od godziny 12ej dnia 24 grudnia aż do 1szej po północy w Boże narodzenie wpośród największych boleści i konwulsyj zakończył to śmiertelne życie kochany Joachim w ten czas, jak w chórze śpiewaliśmy na jutrzni: Te Deum laudamus [Ciebie Boga chwalimy]. (…) Exportyacya była na śty Szczepan po nieszporach, a w śty Jan pogrzeb. Zgromadzenia wszystkie, ludu pełne korytarze i kościół. (…) Płacz, jęk nieopisany osób zgromadzonych, zwłaszcza tych, którzy go znali; ks. Kozłowski, dominikan, pochował zwłoki kochanego Joachima…

 

© CRT 2012